Potrzebne nam będą:
- drewniane koła lub serduszka
- farba akrylowa
- lakier akrylowy
- klej Wikol
- drut miedziany i coś do jego cięcia i wyginania
- bigle (czyli ten element z kolczyka, który wkładamy bezpośrednio do dziurki w uchu)
- przeterminowana (lub świeża jeśli nie macie starej) cukrowa ozdobna posypka do ciasta
I oto zaczynamy mieszać składniki :)
Byłam i jestem w posiadaniu drewnianych serduszek, które otrzymałam w prezencie przy zakupie pewnych bransoletek.
W pierwszej kolejności malujemy serduszka. Ja wybrałam kolor czarny. Ale do tego celu będzie też idealnie pasował ciemny niebieski, meksykańska czerwień lub ciemny brąz. Kolor powinien być intensywny i ciemny. Dlaczego? Dowiecie się w dalszej części.
Potem trzeba gdzieś powiesić nasze dzieło, aby wyschło. Nawet specjalnie do tego celu zawiesiłam króciuteńką firankę w moim oknie :)
Potem trzeba gdzieś powiesić nasze dzieło, aby wyschło. Nawet specjalnie do tego celu zawiesiłam króciuteńką firankę w moim oknie :)
Jak widzicie, już jest pięknie, ale to nie koniec roboty.
Teraz, jeśli macie talent plastyczny, malujecie coś fajnego. Jeśli nie macie, kolczyki mogą pozostać takie, jakie są, albo można kupić ładne naklejki.
Ja namalowałam Totoro. Jeśli nie wiecie kim jest Totoro, musicie jak najszybciej nadrobić to niewybaczalne niedociągnięcie i obejrzeć anime mistrza Hayao Miyazaki "Mój przyjaciel Totoro". Cudowna wzruszająca historia, rysowana przepięknie, nie to co te współczesne bylejaki, ohydnie i niedbale malowane, odmóżdżające bajki rodem z USA o__O
A teraz będzie nam potrzebny klej Wikol i nieduży pędzelek (oczywiście po wcześniejszym wyschnięciu Totoro).
Musimy dokładnie nałożyć dosyć grubą warstwę kleju na boku kolczyka oraz trochę z przodu i z tyłu (tak na samym brzegu). Musimy uważać, żeby przy okazji nie zapaciać samego obrazka. Co prawda klej po wyschnięciu będzie przeźroczysty, ale mimo wszystko z bliska będzie go widać.
Musimy dokładnie nałożyć dosyć grubą warstwę kleju na boku kolczyka oraz trochę z przodu i z tyłu (tak na samym brzegu). Musimy uważać, żeby przy okazji nie zapaciać samego obrazka. Co prawda klej po wyschnięciu będzie przeźroczysty, ale mimo wszystko z bliska będzie go widać.
Obsypujemy nią pieczołowicie brzegi kolczyków (dlatego malujemy je wcześniej na intensywny ciemny kolor, żeby posypka ładnie z nim kontrastowała, a w połączeniu z brązem będzie niczym prawdziwy pierniczek świąteczny :) ).
Oczywiście część posypki będzie odstawać od kolczyka. Musimy te nastroszone elementy delikatnie przygładzić. Staramy się by wszystkie wolne przestrzenie zostały zasłonięte.
Teraz odwieszamy kolczyki na cała noc, aby klej porządnie wysechł.
Następnego dnia, kiedy posypka trzyma się już jako tako, przystępujemy do lakierowania. Ja stosuję bezbarwny lakier akrylowy do drewna i zabawek. Nie jest on śmierdzący.
Miałam trochę trudności z otworzeniem puszki, a po użyciu resztę przelałam do słoika, bo wieczko, delikatnie ujmując, nie nadawało się do użytku.
Pierwszy raz polakierowałam rano, a drugi dopiero późnym popołudniem.
W trakcie malowania kolor posypki trochę się zmywa, pomimo użycia miękkiego pędzelka. Dlatego możecie spróbować utrwalić lakierem w spreju (tylko nie tym do włosów :D ). Ale tak czy siak, trzeba to zrobić, aby posypka się nie kruszyła, co nie jest do końca zagwarantowane nawet po lakierowaniu. Przy rzucaniu kolczykami i zahaczaniu o coś, co nieco zawsze może się oderwać o__O.
Kiedy już na trzeci dzień cały lakier wyschnie, możemy dorobić zawieszki. Do ich wykonania użyłam dosyć cienkiego drutu, bo taki był mały otwór w serduszku i nic o większej średnicy nie przejdzie (praw fizyki jednak nie oszukasz .__.). Dla zabezpieczenia drutu, owinęłam go dodatkowo kolejnym, w innym kolorze.
Na koniec doczepiamy bigle i to już koniec harówy. Nasze sweet-aśne kolczyki są gotowe do podboju świata :)
Jak widzicie, nawet bez malunku prezentują się elegancko.
I teraz wyobraźcie sobie miny ludzi na mieście, kiedy idziecie z takimi radosnymi dyndadełkami w uszach :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz