Szukaj na tym blogu

wtorek, 13 sierpnia 2013

patchworkowa torba z haftowanym delfinem

Lada dzień moja nastoletnia chrześnica obchodzi urodziny. Chciałam dać jej coś wyjątkowego. Coś wykonanego przeze mnie, a jednocześnie coś, co będzie mogło jej służyć na co dzień.
Biżuteria mogłaby być oczywistym prezentem, ale to jest zbyt banalne. Dlatego postanowiłam uszyć jej torbę, która nie tylko będzie funkcjonalna, ale również będzie cieszyć oko i wprawiać w dobry humor.

 
Jak widać jest bajecznie kolorowa. I o to właśnie mi chodziło :) A teraz trochę o etapach jej wykonywania.


Widoczny delfin i 2 fale (może tego nie widać, ale tak, to są fale) wyhaftowałam ściegiem łańcuszkowym, włóczką.

 

Wzór zaczerpnięty jest z książki "The complete book of celtic designs". Bardzo lubię się nią inspirować.
Haft wykonany włóczką jest dużo szybszy w wykonaniu, a i efekt jest ciekawszy.
Poprzyszywałam również wiele guziczków i ozdóbek. Nie wiem czy to dobrze, czy też źle. Po prostu w tym momencie tak czułam, że to a nie coś innego będzie tu na miejscu.










I tak to właśnie bogato wygląda z przedniej strony.
Natomiast tył to pasiasta strona z 2 kieszonkami na drobiazgi.





Torba zapinana jest na zamek błyskawiczny. Wnętrze składa się z 2 dużych komór z małymi kieszeniami naszytymi na "ścianach".







I tak właśnie prezentuje się prezent :)

W gruncie rzeczy, torba nie była tak strasznie pracochłonna. Oczywiście najwięcej czasu zajęło haftowanie i przyszywanie guziczków itp. Ważne by solenizantka była zadowolona.

Na dzisiaj to by było na tyle.
Pozdrawiam i zapraszam ponownie ewentualnych zaglądaczy :)


www.schikaka.deviantart.com

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Secejsa na szkle

Ostatnio malowanie na szkle trochę mnie wciągnęło. Główną inspiracją stały się wzory z okresu secesji. Jedyny problem stanowiło zbyt długie oczekiwanie na podeschnięcie farby. Niestety zaokrąglone powierzchnie słoiczków i kubków powodują nadzwyczaj szybkie spływanie farby, jeśli człowiek rozpędzi się z malowaniem. Ale i tutaj znalazłam sposób. Po namalowaniu określonego fragmentu, podsuszam farbę pod lampką. Takie niewielkie źródło ciepła wystarczy w zupełności, aby nie tracić zbyt dużej ilości czasu w oczekiwaniu na dalsze bazgranie po szkle :)


Taka butelka to raczej wspomnienie moich rodziców niż moje, ale trzeba przyznać, że była to ciekawa koncepcja.
Wzór częściowo pochodzi z książki, częściowo coś tam dorzuciłam od siebie. Nie wiem jak innym, ale mi kojarzy się z jakąś latającą jaszczurką :)


Natomiast w takich butelczynach sprzedawano mleko oraz śmietanę, w zamierzchłych jak dla mnie, mrocznych czasach komuny. 
Wzór wyszedł śpiewająco. W końcu to klucz wiolinowy.


Tym razem nie mam absolutnie pojęcia po czym ten słoik może być. W każdym bądź razie, jak cała reszta, został przywrócony do życia, spod warstwy kurzu na strychu mojej babci (prawdziwy skarbiec).
To jeden z tych wzorów, z którym się męczyłam. Era sprzed ogrzewania farby lampką. A schnięcie farby zajmowało niekiedy grubo ponad pół godziny. Marnotrawstwo czasu o_O....



Ukochane maki. Po prostu nie mogło zabraknąć takiego wzoru.



A to już wytwór z "przyspieszonym" schnięciem. Gdyby nie lampka, praca nad słoiczkiem zajęłaby mi z pewnością cały dzień.


A na koniec 2 kubki. Jeden z ludowymi wzorami, drugi - z liliami wodnymi (mój "święty" kubek od kawy - nietykalny dla osób 3-cich ;)).







Lilia namalowana jest na podstawie zdjęcia, a nie gotowego wzoru. Zawsze to jakieś nowe wyzwanie :)


www.schikaka.deviantart.com