Stary kredens stał sobie w podupadającym domku po naszej zmarłej cioci. Jak to bywa z dawnymi meblami był on już dosyć zapyziały, z paskudną żółtawą farbą, powycieraną na blacie. Nie miał też jednej nogi i stał oparty o ścianę. Jednak dawne meble mają tą przewagę nad współczesnymi, że ich trwałość i solidność jest nieporównywalnie lepsza. Postanowiłam nadać mu drugie, bardziej kolorowe życie.
A oto efekty końcowe.
W rzeczywistości kolory są bardziej żywe, ale moja cyfrówka nie jest w stanie sobie z tym poradzić, zwłaszcza jeśli chodzi o odcienie fioletu :/
W każdym razie wyszło pięknie :) Zwłaszcza jeśli porównać górne zdjęcie z tym, co było na początku...
Tak właśnie wyglądało "brzydkie kaczątko", zanim się za nie, nie zabrałam. Po prostu obraz nędzy i rozpaczy.
Zapewne profesjonaliści najpierw zdarliby starą farbę, ale ponieważ nie mam na to zdrowia i jestem jedynie samoukiem, pozdrapywałam jedynie tam gdzie farba odłaziła.
Potem nastąpił moment doboru kolorów. Oczami wyobraźni już je wybrałam. Zostało małe "ale ". Sklepy z materiałami do remontów nie przewidują mojej wyobraźni, tak oto sama musiałam mieszać pigmenty, bo oczywiście konkretnych odcieni również nie było. W sumie chciałam zrobić takie intensywne odcienie, ale z braku możliwości musiało być to, co wyszło ostatecznie.
A co! Środek też pomalowałam :D I właśnie te kolory we wnętrzu są najbardziej zbliżone do tych w rzeczywistości. Chodzi mi o te niezacienione części.
Jak widać na zdjęciach góra kredensu jest tylko nakładana na dolną. Bez żadnych przymiarek na kołeczki czy inne takie. Nastawiasz swobodnie jedno na drugie i ta-dam :)
Kiedy podziwiałam kredens po odmalowaniu, pomyślałam: Boże! Przecież to pasuje do dziecięcego pokoju, a nie dla 20-kilkuketnie baby :D
Ale szybko przegoniłam te durne myśli. W końcu jestem artystyczną duszą, a akurat teraz czułam podświadomie, że takich kolorów w życiu mi brakuje. Miały być bardziej intensywnie, ale wyszło jak wyszło.
Po tym malowaniu i dorobieniu brakującej nogi ( jest z tyłu mebla więc jej nie widać), trzeba było zatachać kredens na piętro domu, do mojego pokoju-pracowni (ponieważ żyję w Polsce, nie mogę sobie pozwolić na taki luksus jak pracownia). Zadaniem tym obarczyłam braci ( w końcu do czegoś się przydali ;)).
Malowanie wzorów robiłam już w pokoju. Na taką ilość powierzchni można wytrzymać aromat farby.
I teraz ponownie zdjęci kredensu po renowacji. Tak dla przypomnienia :)
Dla zainteresowanych mogę podać, że te kwiatki wiszące po lewej, to miechunka rozdęta. Bardzo ładny dodatek do suchych kompozycji.
A wracając do tematu, po przetransportowaniu mebla nastąpił okres bardzo miłego dylematu - jakie wzory namalować?
Na górną część wybrałam żonkile z książki z wzorami secesyjnymi. Kartkę z wzorem przykleiłam na szybę i na jej podstawie wykonałam wzory.
Malowanie białego podkładu było dosyć męczące. Musiałam nanosić 3 warstwy, żeby dobrze skryć kolory pod spodem. Z początku do kolorowania wzorów chciałam użyć tylko tych podstawowych farb, którymi malowałam całość. Ale pomyślałam, że nie ma co się ograniczać, bo w końcu mam małe farbki akrylowe w tubkach, a jak to mawiają, trzeba żyć kolorowo :)
Tak prezentuje się część dolna.
Malowałam na podstawie takiego obrazka.
Nie skopiowałam dokładnie wszystkich elementów, ale od zawsze podobał mi się taki japoński styl. Mogłoby się wydawać, że malowanie ptaków będzie jakimś problemem (w życiu narysowałam tylko jedną ptaszynę), ale po tylu latach praktyki był to po prostu Pan Pikuś :)
Kwiatki pomalowałam tak, żeby wyglądały jak mozaika lub przypominały wydzierankę z papieru. Natomiast listki mają być podobne do pawich oczek. Co prawda w naturze nie ma niebieskich, ale w mojej głowie i wyobraźni jak najbardziej :)
Ptaszyna z upierzeniem w takiej kolorystyce istnieje. Tylko nie było podpisane co to za gatunek. A szkoda. Bardzo ładne z niego stworzenie.
Ten obywatel wzorowany był na upierzeniu żołny. Nie jestem pewna, czy spotkaliście się z tym gatunkiem. W naturze jego barwy są bardziej stonowane, ale to chyba jeden z piękniejszych gatunków jakie u nas występują.
Kiedy ukończyłam malowanie i posprzątałam farby, przez pół godziny leżałam na łóżku i podziwiałam efekt końcowy. Uwierzcie mi. Włożyłam w tą robotę kawał serca i duszy.
Poszczególne elementy wzorów starałam się malować w różnych stylach. Tak, żeby wyglądało jakby pracowały nad nimi co najmniej 3 osoby (taki mój artystyczny kaprys).
I jak podoba się efekt końcowy? Nigdzie nie kupiłabym tak pięknego mebla. Normalnie chyba nadaję się do pracy przy renowacji mebli XD
www.schikaka.deviantart.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz